The Ordinary to znana marka kosmetyczna, która tworzy produkty o prostych składach i w przystępnej cenie. Dostępna jest od dłuższego czasu również w Polsce. Oczywiście po ochach i achach na temat ich kosmetyków zdecydowałam się i ja! Spróbowałam dwóch produktów – kwasu salicylowego oraz toniku z kwasem glikolowym. O to moje odczucia – zapraszam!
The Ordinary tonik z 7% kwasem glikolowym, 240 ml
Tonik ma wyrównywać powierzchnię skóry oraz jej koloryt, oczyszczać i stymulować produkcję kolagenu (co ma nam zapewnić jędrną i elastyczną skórę). Przeznaczony jest dla osób z drobnymi zmarszczkami, skórą tłustą i trądzikową, przebarwieniami i osób, których skóra wymaga wygładzenia.
Oczywiście nie możemy od toniku wymagać cudów! Na pewno wprowadzenie toniku z kwasami złuszczającymi u tych z Was, które wcześniej nie stosowały kwasów przyniesie zauważalne efekty oczyszczenia i wygładzenia oraz redukcji stanów zapalnych. Będzie to miało swoje odzwierciedlenie w ujednoliconym kolorycie. Nie można jednak oczekiwać od toniku działania przeciwzmarszczkowego, czy usunięcia blizn i przebarwień. Niestety tonik ten nie poradził sobie z małym przebarwieniem po wyprysku. Dopiero połączenie toniku i serum z kwasem salicylowym przyniosło zadowalający efekt. Stosując go mam wrażenie, że nakładam wodę o dziwnym zapachu 🙂 Nie czuję i nie widzę tego działania.
Tonik nie podrażnił mojej wrażliwej cery – przecierałam nim całą twarz.
The Ordinary kwas salicylowy 2% i oczar wirginijski, 30 ml
Serum przeznaczone jest do skóry tłustej i trądzikowej, z przebarwieniami. Ma nie tylko złuszczać i oczyszczać, ale także łagodzić stany zapalne i redukować zmarszczki. Moja cera jest w dobrym stanie, nie mam trądziku i zmarszczek, oczekuję jedynie podtrzymania tego stanu oraz rozjaśnienia skóry i oczyszczenia porów w strefie T.
Niestety serum nie radzi sobie z niwelowaniem drobnych niedoskonałości, zwężeniem porów skórnych, ani redukcją ilości zaskórników. Zauważyłam jednak, że wspomaga redukcję niewielkich przebarwień, i to jest na plus!
Serum posiada żelową konsystencję i jest przezroczyste, ale podczas rozcierania go na skórze tworzy białą emulsję. Potrzeba trochę czasu, zanim produkt całkowicie wchłonie się w skórę.
Serum nakładałam na całą twarz – nie podrażniło moich delikatnych policzków, nie wywołało pieczenia czy zaczerwienienia.
Jak stosowałam kosmetyki The Ordinary?
Oczywiście na początku podeszłam do nich z pewną dozą ostrożności, co polecam wszystkim Wam, nawet jeśli chodzi o zwykły tonik. Stosowałam produkty naprzemiennie – jednego wieczora tonik, a drugiego serum z kwasem i tak na zmianę. I nic!
Po jakiś dwóch tygodniach zaczęłam stosować tonik i serum codziennie – najpierw przecierałam twarz tonikiem, a potem aplikowałam na nią serum z kwasem salicylowym. Taka kuracja trwała u mnie kolejne dwa tygodnie. I również nic!
Odkąd odstawiłam oba produkty The Ordinary mam lepiej oczyszczoną strefę T, niż w czasie, kiedy je stosowałam 🙂 Ech, jaki paradoks! Zajawię Wam tylko, że używam obecnie wyłącznie lekkiego kremu z Resibo i olejku Very Superberry z Phlov. Także gdyby przyszło Wam do głowy, żeby wyłącznie się złuszczać, to nie róbcie tego! 🙂 Możecie wprowadzić sobie czasową kurację, ale nie nastawiajcie się tylko na złuszczanie, bo efekty będą przeciwne do zamierzonych. Jeśli chcecie wiedzieć więcej o kwasach i oczyszczaniu skóry to zajrzyjcie do moich poprzednich wpisów – Jak się pozbyć zaskórników? oraz Po co ten kwas? Peeling chemiczny i złuszczanie skóry
Nie mówię, że kosmetyki The Ordinary to totalny niewypał. Stosowałam wyłącznie kwasy i one się u mnie nie sprawdziły – zwyczajnie nie było efektów. Planuję spróbować serum nawilżające z kwasem hialuronowym i witaminą B5 i na tym zapewne skończy się moja przygoda z The Ordinary 🙂
Lubicie kosmetyki The Ordinary? Co o nich myślicie? Dajcie znać, które produkty się u Was sprawdziły, a które były nietrafione!