Brzoskwiniowy róż wygląda naturalnie i ładnie ożywia twarz. Idealnie sprawdza się na cerach naczynkowych, które z natury mają lekko zaróżowione policzki!
Clinique Blushing Blush Powder 102 Innocent Peach
Mój róż numer 1! Posiada stonowany, brzoskwiniowy kolor, przez co sprawdza się przez cały rok. Baza jest matowa z subtelnymi, rozświetlającymi drobinkami. Jest dobrze napigmentowany, ale bez przesady. Można go stopniować, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Róż zamknięty jest w ładnym i solidnym opakowaniu z dużym lusterkiem. Do produktu dołączono dobrej jakości pędzelek, który spokojnie da się używać.
Yves Rocher Blush Couleur Vegetale 06 Rose Peche
Kolor bardzo zbliżony do Clinique, ale z dodatkiem różowych tonów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że produkt jest w 100% matowy, jednak jak się mu dobrze przyjrzeć, to widać malutkie drobinki. Róż jest bardzo delikatny i trzeba się trochę namachać, żeby zbudować intensywność. Produkt zamknięty w małym, ale porządnym opakowaniu, idealnym do podróżnej kosmetyczki. Posiada delikatny, różany zapach. Dobry dla osób, które nie są jeszcze wprawione w aplikacji różu.
HEAN Satin Blush 9 Gold Tomato
Mocno rozświetlający róż, wpadający w pomarańcz. Po roztarciu nabiera bardziej brzoskwiniowy odcień. Bardzo tani i niesamowicie napigmentowany, więc trzeba go nakładać lekką ręką, odciskając nadmiar produktu na dłoni. Do jego aplikacji najlepiej sprawdzi się duży, puchaty pędzel (np. Real Techniques blush brush) lub pędzel typu ‚jajko’ (np. Hebe F04). Daje bardzo ładny glow. Jeśli jednak macie na policzkach rozszerzone pory, to lepiej uważać, ponieważ blask może je uwydatnić.
Lubicie brzoskwiniowe róże? Wolicie te matowe, czy rozświetlające?